niedziela, 29 kwietnia 2012

"Cienie na księżycu"- Zoe Marriott

 
Opowieść poza czasem. Ubierz się w kimono, ułóż haiku i wejdź do magicznej Krainy Księżyca.

„Miłość nadciąga jak burzowe chmury, ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc” (str. 5)

O czym jest ta książka? Na pewno jest nietuzinkowa i magiczna. To intrygująca baśń z azjatyckimi motywami, a autorka wyraźnie inspiruje się Kopciuszkiem…

Suzume dowiadując się, kto jest winny śmierci jej ojca i siostry marzy o zemście. Zabójcą bliskich jest jej ojczym. Nastolatka z pałaców trafia do kuchni, potem zostaje wygnana na ulicę i zamknięta w więzieniu. Wszystkie wydarzenia prowadzą do ambitnego planu zemsty. Dziewczyna wie, że aby osiągnąć swój cel musi poświęcić swoje szczęście i prawdziwą miłość. Czy Suzume wykona swoje zadanie?

Akcja powieści toczy się w wymyślonej krainie, niewiadomo kiedy. To historia poza czasem i często, podczas czytania, można zapomnieć, że wydarzenia opisane w książce nie rozgrywają się w Japonii. Krótko mówiąc otrzymałam coś, czego się nie spodziewałam, lecz nie uważam tego za minus. „Cienie na księżycu” to przemyślana baśń, która nieraz może zaskoczyć swoim światem i bohaterami.

Autorka chciała przedstawić swoją własną wersję Kopciuszka. „Cienie na księżycu” mają kilka elementów tej znanej bajki; jest książę, pałac, bal, dobra „wróżka”, lecz główna bohaterka jest postacią bardziej skomplikowaną niż Kopciuszek. 

Suzume nie może przebaczyć swojemu ojczymowi. Od czasu, kiedy dziewczyna dowiaduje się, kto jest winny śmierci jej ojca i siostry nieustannie podąża za nią chęć zemsty, która powoli zaczyna ją niszczyć. Każda decyzja nastolatki ma wpływ na jej los, a pod koniec książki można znaleźć zmiany w charakterze dziewczyny. 

Główna bohaterka ma wielu wrogów, ale nieliczni przyjaciele często pomagają jej w potrzebie. Jako, że jest to Kopciuszek spotykamy się z dobrą wróżką, która jest chyba najbardziej pozytywnym elementem w tej opowieści. Nie będę zdradzać szczegółów, bo tylko czytając wszystko od początku można docenić kreację bohaterów.

Książka zachwyca swoją oryginalnością oraz klimatem. Język jest bardzo obrazowy, autorka często używa japońskich określeń. Na końcu jest słowniczek, który jest bardzo pomocny i można się z niego dowiedzieć wielu istotnych informacji. 

Nie można również narzekać na oprawę graficzną. Ładne kolory oraz azjatyckie znaki skutecznie przyciągają uwagę.

Napiszę jeszcze, że Zoe Marriott nieraz potrafi zaszokować i widać, że miała wiele pomysłów. „Cienie na księżycu” to interesująca powieść i z chęcią przeczytałabym inne książki tej autorki.

Podsumowując, „Cienie na księżycu” to lektura warta uwagi, więc z czystym sumieniem oceniam ją na 7/10. Możliwe, ze ocena byłaby wyższa, gdyby nie zakończenie, które nie jest najgorsze, lecz do arcydzieł niestety nie należy. Pomijając tę wadę, książka jest ładną historią, która na pewno znajdzie swoich fanów.

piątek, 27 kwietnia 2012

"Jutro 4. Przyjaciele mroku"- John Marsden

 http://www.znak.com.pl/files/covers/card/Marsden_Jutro4_500px.jpg

„Nie wolno iść na łatwiznę i nie wolno żyć bez celu” (str. 267)

„Przyjaciele mroku” to kolejne spotkanie z młodymi Australijczykami walczącymi o wolność. Tym razem, początek jest nieco inny. Ellie, Homer, Fiona, Kevin i Lee w końcu mogą naprawdę odpocząć i leczyć rany. Niestety spokój bohaterów nie trwa długo, gdyż muszą wrócić do Piekła i pomóc w ważnej misji.

Po przeczytaniu „W Objęciach chłodu” z niecierpliwością czekałam na kontynuację. Koniec trójki był świetny, intrygujący i pełen emocji. Gdy odkładałam ten tom nie towarzyszyły mi już tak pozytywne uczucia…

Pierwsze, co było moim zdaniem po prostu nie fair, to kreacja Homera na zazdrosną marudę. Wiem, wiem, Ellie i Lee to ulubieńcy autora, ale żeby od razu umniejszać wartość pozostałych bohaterów?! Przynajmniej Fiona pozytywnie mnie zaskoczyła, ponieważ o Kevinie, postaci bez duszy, szkoda gadać. Fi jest teraz moją ulubioną kobiecą bohaterką, bo żałuję, że muszę to powiedzieć, ale Ellie już mi się przejadła, za dużo o niej jest wspomniane. Może wynika to z narracji, a może z braku pomysłów? Nie wiem, ale wolałabym widzieć tę historię oczami różnych postaci, by lepiej poznać ich punkt widzenia.

Widać, że autor powoli nie wie już o czym pisać. Bohaterowie mówią powtarzające się teksty i mają identyczne plany walki. Myślę, że seria staje się nużąca ze względu na postacie, które stały się cieniami, a wszystkie ruchy wykonują mechanicznie. Przebieg akcji nieznacznie różnił się od poprzednich części, jest trochę więcej realizmu. Widać tę próbę dodania świeżości, ale moim zdaniem realizacja tego projektu nie powiodła się. 

Każdy tom tego książkowego cyklu jest inny. Po przeczytaniu części pierwszej chciałam przeczytać kontynuację, gdy skończyłam tom drugi nie mogłam doczekać się części trzeciej. Po lekturze czwartego tomu uważam, że serię powinno się zakończyć na trzecim tomie. 

Nie mogę jednak powiedzieć nic złego o języku powieści- John Marsden nadal tworzy ładne opisy, przez co książkę czyta się lekko i przyjemnie. Na wyższym poziomie znajduje się również ukazywanie emocji postaci. „Jutro 4” ma mało takich momentów, ale w nielicznych scenach autor perfekcyjnie opisał uczucia Ellie.

„Przyjaciele mroku” nie są książką beznadziejną, złą, czy koszmarną, ale słabszą od swych poprzedniczek. Nie będę jednak zniechęcać do tego cyklu, bo poprzednie tomy bardzo mi się podobały, a każdy inaczej odbiera poszczególne części serii. 

Rozczarowałam się na tym tomie, więc moja ocena to 7/10.

czwartek, 5 kwietnia 2012

"Zatruty tron"- Celine Kiernan


Wynter Moorehawke, córka Obrońcy Tronu, po wielu latach spędzonych w Krainach Północy powraca do domu. Dziewczyna z przerażeniem odkrywa, że spokojna kraina zmieniała się nie do poznania. Na królewskim dworze krąży nienawiść, intrygi są na porządku dziennym. Czy Wynter pogodzi się nowymi rządami? A może przywróci ład w królestwie?

Celine Kiernan jest pisarką, ilustratorką, animatorką filmów rysunkowych, od wielu lat związaną zawodowo z branżą filmową. Autorka własnoręcznie narysowała mapkę swojego świata. Świata, który na początku mnie zaszokował, ale o tym za chwilę. Zacznę od opisywania bohaterów.

Na pierwszy ogień idzie Wynter- piętnastoletnia, rudowłosa dziewczyna. Jej wiek może odstraszać, ale zapewniam, że nie jest to przeszkodą w odbiorze lektury. Wynter to przesympatyczna, samodzielna i odważna dziewczyna, której trudno nie lubić. Zachowanie i osobowość głównej bohaterki to jeden z wielu plusów „Zatrutego tronu”. Także pozostałe postacie są świetnie wykreowane. Razi, przyjaciel Wynter, to również pozytywny bohater, który mimo wielu własnych zmartwień troszczy się o bliskich. Nie można zapomnieć Christopherze- postaci ważnej, nieraz wywoła uśmiech na twarzy. Podoba mi się też przedstawienie postaci ojca głównej bohaterki- Lorcana. Widać, nie każdy autor ma fobię na obecność rodziców w książkach. Celine Kiernan we wspaniały sposób wplotła Lorda Moorehawke do opowiedzianej przez siebie historii. Lorcan gra istotną rolę w życiu Wynter oraz całego królestwa. Przemawia to na korzyść utworu. Nie od dziś wiadomo, że nieszablonowe postacie piechotą nie chodzą. 

Kiedy sięgałam po „Zatruty tron” nie wiedziałam, że to aż tak dobra lektura- nie było wtedy zbyt wielu recenzji. Ta trylogia jest idealnym przykładem na to, że niereklamowane książki są często lepsze niż te kilometrowe serie, z którymi jest wiele szumu o nic. Przygody panny Moorehawke nie były bardzo znane i w najbliższym czasie raczej nie będą, a szkoda, bo trylogia jest naprawdę interesująca. 

Już sam świat Wynter jest intrygujący i pełen oryginalności. Czasy średniowiecza z gadającymi kotami i duchami. Brzmi dziecinnie? Może na początku, ale im czyta się dalej tym więcej ma to sensu. Otóż elementy fantastyczne, jakim są rozmawiające, niemiłe koty i często nieobecne duchowo duchy to tylko dodatek, który ma przenieść w inny wymiar. Uważam, że autorka specjalnie wprowadziła motyw fantasy, aby wytłumaczyć swoją mapkę i niehistoryczne postacie. Niby akcja rozgrywa się w średniowiecznej Europie, ale Celine Kiernan do istniejących już państw dodała nowe. Wszystko jest  nawet logiczne i przy czytaniu nie miałam wrażenia, że jakiś wątek wzięto z kosmosu.

Nie wiem, co uważam za najlepszą zaletę tej książki. Piękny, plastyczny język, jak i akcja zasługują na ogromne uznanie. Historia, którą przedstawia autorka jest bardzo ciekawa i było tylko kilka nielicznych momentów, w których bez żalu odkładałam powieść na półkę.

„Zatruty tron” to nietuzinkowa opowieść, pełna niesamowitego klimatu i naturalnych bohaterów. Książka nie każdemu może przypaść do gustu ze względu na czas akcji, dla niektórych treść może być nudna, ale i tak polecam tę pozycję. Całość oceniam na 9/10 i już zapowiadam, że kolejny tom będzie miał jeszcze wyższą notę. Warto dać szansę tej trylogii.