piątek, 27 lipca 2012

"Burza"- Julie Cross

 

Pewnie nieraz myślimy, co by było, gdyby można było cofnąć czas i zmienić swoje decyzje? Szkoda, że wycieczki do przeszłości są niemożliwe, ale od czego są książki?

"Burza" to literacki debiut Julie Cross, który rozpoczyna kilkutomowy cykl powieściowy. Prawa do ekranizacji "Burzy" kupił producent filmów z serii "Zmierzch" i "Igrzyska śmierci". Czeka nas nowa moda?

Jackson Meyer studiuje, ma piękną dziewczynę, a w wolnych chwilach podróżuje w czasie. Normalnie zapowiadający się dzień niszczą nieznajomi mężczyźni, którzy napadają na Jacksona i jego ukochaną- Holly. Dziewczyna zostaje poważnie ranna. Przestraszony chłopak z roku 2009 przeskakuje do 2007. Dziewiętnastolatek nie zdaje sobie sprawy, że został więźniem przeszłości i nie może wrócić do swojego normalnego życia. Jackson musi dowiedzieć się więcej o swoich umiejętnościach, bo jego wrogowie depczą mu po piętach. 

Na sklepowych półkach książki młodzieżowe o podróżach w czasie to właściwie nic nowego. Rok temu wydano "Czerwień rubinu", która na licznych blogach oraz forach otrzymała wiele pozytywnych ocen. Nie zapomnę również o "Strażnikach Veridianu"- trylogii, która nie została przyjęta tak ciepło, ale mimo to zyskała grono wiernych fanów. W obu tych seriach autorki kreatywnie podeszły do tematu i każda z nich stworzyła ciekawą wizję "spacerowania" po czasie. Julie Cross także miała swój pomysł, ale mimo ogromnego potencjału jaki miała cała historia, "Burza" trochę mnie zawiodła. A mogło być tak ciekawie...

Najbardziej rozczarowuje wątek miłosny, który jest taki... nużący. Czytając książkę, nie widziałam uczuć i emocji Jacksona lub Holly. Nie mam pojęcia, co łączyło dwójkę głównych bohaterów. Niby Jackson kochał swoją dziewczynę, ale miałam wrażenie, że w ogóle za nią nie tęsknił. Myślę, że ich związek był wyprodukowany przez pisarkę na siłę, aby mieć większą ilość czytelników. Według mnie, mógł być dużo lepiej skonstruowany, jednak nie jest tak źle jak mogłoby się wydawać. W "Burzy" znajduje się piękna relacja między naszym młodym podróżnikiem a jego siostrą. Jak na złość autorka częściej opisywała mądrowanie się Holly, więc z cudownie zapowiadającej się książki wyszła płytka historyjka, o której szybko się zapomina.

Powieść pod względem języka nie wyróżnia się niczym szczególnym. Słownictwo autorki nie jest skomplikowane, przez co "Burzę" czyta się wręcz błyskawicznie. Pamiętam jednak, że gdy zaczęłam czytać pierwszy rozdział prawie się załamałam, ponieważ większą część tekstu zajmowały dialogi, a opisy były krótkie i nierozwinięte- dla mnie to duży minus. Na szczęście pisarka po kilkunastu stronach się zmienia i wypowiedzi postaci nie atakują niczym grad. Jeśli miałabym wymienić plusy to z pewnością byłoby to, że narracja pierwszoosobowa prowadzona jest przez Jacksona. Jeśli chodzi o ten element, to "Burza" na tym polu wypada świetnie.

Moim zdaniem, akcja książki przedstawia się najlepiej. Kiedy sięgałam po utwór autorstwa Julie Cross, nie spodziewałam się, że podróże Jacksona będą przypominały film sensacyjny. Razem z głównym bohaterem skakałam po czasie i odkrywałam nowe tajemnice. Książka mimo kilku wad wciąga w swoją historię, więc czy polecam tę opowieść?

Tak, ale tylko jeśli szukacie powieści młodzieżowej z nutką fantastyki. "Burza" to tzw. "odmóżdżacz" i nie wszystkim przypadnie do gustu.

Moja ocena: 7/10.


środa, 25 lipca 2012

"Nadciąga burza"- Robin Bridges


Robin Bridges jest autorką książek dla młodzieży, a jednocześnie pielęgniarką na oddziale dziecięcym. Pisarka lubi grać w gry komputerowe i oglądać filmy na podstawie powieści Jane Austen. Robin od najmłodszych lat słuchała opowieści o Rosji, zafascynowana autorka postanowiła stworzyć własną historię o tym kraju. "Nadciąga burza" to jej literacki debiut.

"Tego wieczoru śmierć będzie tańczyć pośród nas" (str. 15)

Katerina to księżniczka Oldenburga i posiada magiczną moc ożywiania zmarłych istot. Dziewczyna przez lata ukrywała swój dar, ale teraz nadciąga burza. Katia będzie musiała uciekać przed osobami, które chcą szerzyć ciemność i mrok po całym świecie. Którą stronę Katerina wybierze?

Lepiej od razu powiedzieć, że "Nadciąga burza" to paranormalny romans. I odpowiadając na jeszcze nie wypowiedziane pytanie: tak, wampiry opanowały także dziewiętnastowieczną Rosję. Na początku byłam tym zniechęcona, ale po kilku stronach przestałam zwracać na to uwagę, bo krwiopijcy stworzeni przez panią Bridges nie są cukierkowatymi postaciami. Poza vladikami vel wampirami w książce znalazło się miejsce na ożywieńce oraz na wiedźmy, które do najmilszych nie należą, jednak to one napędzają akcję. Autorka wprowadza czytelnika na eleganckie bale, podwieczorki i inne charakterystyczne dla tamtych czasów imprezy. Pierwsze rozdziały były nawet ciekawe, ale ile można czytać o tych tańcach i pogawędkach?

Na szczęście, główna bohaterka- Katerina może pochwalić się dość wyrazistą osobowością, więc dzięki temu historia nabiera barw. Dziewczyna opowiada wszystko  ze swojego punktu widzenia i jest mądra w przeciwieństwie do wielu innych bohaterek z paranormalnych romansów. Pozostałe postacie są już trochę mniej ciekawe, ale nie zmienia to faktu, że nieraz wiele wnoszą do fabuły. Akcja nie jest jednak jakoś specjalnie wciągająca. Owszem, miło się czyta o tych wszystkich tajemnicach i legendach, lecz fajerwerków nie ma.

Moim zdaniem, najlepszym elementem powieści jest język. Ileż to razy czytałam książki, gdzie akcja rozgrywa się w dziewiętnastym wieku, a bohaterowie mówią wręcz młodzieżowym slangiem? Tego nie da się zliczyć, jednak w "Nadciągającej burzy" widać, że Robin Bridges nie poszła na łatwiznę, stworzyła bogate opisy miejsc, naturalne dialogi i niezwykły klimat.

Podsumowując, powieść oprócz pięknego wydania, dostarcza kilku godzin rozrywki. Książkę polecam głównie czytelniczkom, które kochają gatunek paranormal romance- myślę, że się nie zawiedziecie na tej historii. Niektórym "Nadciągająca burza" może kojarzyć się z tworami "twilightowymi", ale zapewniam, że utwór autorstwa pani Bridges to jednak coś innego. Daję ocenę 8/10 i czekam na kolejny tom "Trylogii o Katerinie".


poniedziałek, 23 lipca 2012

Stosik nr 4

Przez ostatni tydzień nie miałam weny twórczej, dlatego na blogu była cisza. Dziś powracam jednak ze stosikiem i z pytaniem- co zrecenzować? Zastanawiam się nad napisaniem opinii do książki "Nadciąga burza", "Strażnicy historii" lub "Burza", więc recenzję której powieści chcecie zobaczyć na początku?


Od góry: 
01. "Obiecaj mi" Richard Paul Evans- od dawna miałam zamiar kupić, na szczęście wydano tańszą wersję.
o2. "Ucieczka znad rozlewiska" Katarzyna Zyskowska-Ignaciak- od Wydawnictwa Nasza Księgarnia, na początek współpracy. [RECENZJA]
03. "Nadciąga burza" Robin Bridges- nawet ciekawe czytadło.
04. "Strażnicy historii. Nadciąga burza" Damian Dibben- kolejna historia, w której grupka dzieciaków walczy ze złem, ale miło się ją czyta.
05. "Burza" Julie Cross- całkiem niezła młodzieżówka. A tak w ogóle to co oni z tą "burzą" mają?
06. "Nieziemska" Cynthia Hand- Gdy zobaczyłam tę serię w zapowiedziach, nawet mnie nie zainteresowała, więc dlaczego to kupiłam? Są dwa powody: obniżona cena i recka Tirindeth.
07. "Anielska" Cynthia Hand- j. w.
08. "Królowa cierni" Richelle Mead- wyprzedaże w księgarni Matras są świetne, aż żal nic nie kupić.
09. "Żelazny król" Julie Kagawa- wcześniej już czytałam, ale dopiero dzięki przecenie w Matrasie mam tę powieść w swoich zbiorach.
10. "Żelazna córka" Julie Kagawa- j. w.
11. "O wilku mowa..." Lisi Harisson- poprzednie tomy arcydziełami nie są, ale nie lubię porzucać rozpoczętych już serii.
12. "Ukojenie" Maggie Stiefvater- nareszcie mam tę książkę na swojej półeczce. Oby ostatni tom tej trylogii mnie nie zawiódł.
13. "Wybacz, ale będę ci mówiła skarbie" Federico Moccia- z promocji w Biedronce.
14. "Historyk" Elizabeth Kostova- j.w.
15. "Miasto wiatru" P.D. Baccalario- j.w.
16. "Pierwotne źródło" P.D. Baccalario- j.w.

A na koniec chciałabym napisać, że ostatnio nie zawsze mam czas na czytanie Waszych recenzji, więc dopiero w tym tygodniu nadrobię zaległości na Waszych blogach. Pozdrawiam!

niedziela, 15 lipca 2012

"Ucieczka znad rozlewiska"- Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

 

"Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się czegoś nie zrobiło" (str. 88)

Jest weekend, a ładna (przynajmniej z założenia) pogoda aż błaga mnie o wyjście na świeże powietrze. W takiej sytuacji nie mogę zostać w domu, więc muszę porzucić półki uginające się pod stosami książek, pójść do mojego ogródka i wybrać jedną (JEDNĄ, rozumiecie?) lekturę. Tylko na co się zdecydować? Po dłuższym zastanowieniu biorę "Ucieczkę znad rozlewiska", bo akurat mam chęć na jakąś typowo babską historię. Zapewne zaraz pomyślicie, że "Ucieczka..." jest tanim romansidłem, jednak z tą oceną radzę poczekać.

Każdemu człowiekowi w jakimś momencie życia odbija palma. Franka Melzer wie o tym doskonale, gdyż w dniu ślubu przemienia się w uciekającą pannę młodą i zwiewa do Warszawy w poszukiwaniu szczęścia. Kobieta ta ma dość pięknego, acz sennego Kazimierza oraz matki nauczycielki przypominającej swym zachowaniem marudnego aliena. Teraz przed Franią będzie czekać masa trudnych wyborów i wiele przeszkód. Czy stara panna żyjąca dotąd w niewielkim miasteczku poradzi sobie w zatłoczonej stolicy?

Nigdy wcześniej nie czytałam żadnej książki z serii "Babie lato", więc gdy otwierałam powieść pani Zyskowskiej-Ignaciak, nie wiedziałam czego tak naprawdę mam się spodziewać. Na początku lektury obawiałam się, że będę miała do czynienia z ckliwymi wyznaniami, prostą fabułą i happy endem. Jak się okazało, nie należy oceniać historii po samym opisie, bo "Ucieczka znad rozlewiska" to książka, którą wręcz pochłonęłam. Pewnie przyczyną jest świetnie poprowadzona narracja w pierwszej osobie oraz zabójcza główna bohaterka.

Franka Melzer to przesympatyczna postać opowiadająca swoje trochę poplątane życie w niezwykle zabawny sposób. Podczas czytania może nie tarzałam się po ziemi ze śmiechu, ale na mojej twarzy nieraz gościł uśmiech, więc myślę że dosłownie każdy czytelnik doceni humor znajdujący się w "Ucieczce...". Poza żartami oraz samą postacią Franki także poprowadzenie całej opowieści przedstawia się nieźle. Pod płaszczem komedii "Ucieczka znad rozlewiska" ukazuje prawdziwy (nie zawsze kolorowy) klimat małego miasteczka i przypomina, iż nie można rezygnować z marzeń. W utworze na pochwałę zasługują także opisy, błyskotliwe dialogi oraz bohaterowie drugoplanowi i epizodyczni, którzy podobnie jak Frania mają swój niepowtarzalny charakter.

Akcja książki często jest nieprzewidywalna, a autorka w ładny sposób połączyła wszystkie wątki i z na pozór banalnej historii stworzyła powieść, przy której miło spędziłam czas.

Resumując, moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak uważam za udane, zatem z chęcią poznam inne "dzieci" tej pisarki. "Ucieczkę znad rozlewiska" polecam, bo to dobra, zabawna i lekka lektura- idealna na lato! Moja ocena- 7/10.

Pamiętajcie: wspierajmy polskich autorów! 


Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Dziękuję! 



piątek, 13 lipca 2012

"Deklaracja"- Gemma Malley

 

Aktualnie nie ma takiej księgarni, w której nie zobaczyłabym jakiejś antyutopii, dystonii, czy innego tworu o podobnej tematyce. Wiele z tych tytułów to nic innego, jak próba wzbogacenia się na żyle złota, czyli pomysłu w niezrozumiały sposób przypominającego „Igrzyska śmierci”. Sięgając po „Deklarację” miałam obawy, że to kolejna powiastka o nastolatce, która poznaje tajemniczego chłopca i musi walczyć o miłość. Okazuje się, że Gemma Malley poszła jednak o jeden krok, a może nawet dwa, dalej i zdecydowała się na coś nieco innego.

"Gdy świat był podzielony na legalnych i nadmiary..." 

Po wielu latach eksperymentów, naukowcom udaje się stworzyć recepturę specjalnego leku, który daje nieśmiertelność. Z biegiem czasu głowy państw zdają sobie sprawę, że ludzi na Ziemi jest zbyt wiele, więc wprowadzają Deklarację zabraniającą posiadania potomstwa. Niektórzy złamali dane słowo, więc ich dzieci nazwano nadmiarami i wysłano do specjalnych "szkół", gdzie mają poznać Swoje Miejsce. Anna jest jedną z tych "uczennic", od najmłodszych lat karmią ją kłamstwami, że nadmiary są niekochane i zbędne. Dziewczyna w to wierzy, ale wszystko się zmienia, gdy do Grange Hall przybywa Peter, który przekazuje prawdę o tym, jak powinno wyglądać życie nadmiarów. 

Na początku wręcz muszę  napisać o okładce, bo obrazek na niej się znajdujący to metafora, która idealnie oddaje treść książki. Dla tych, co nie wiedzą- Anna ma na ciele znamię w kształcie motyla. Jako nadmiar dziewczyna jest więziona w szarym, ponurym ośrodku, gdzie wyjątkowo zła dyrektorka uczy Annę zachowania, dzięki któremu odpracuje Grzechy rodziców. Większość powieści opisuje właśnie wewnętrzną walkę głównej bohaterki, która myśli, że nie zasługuje na przyjaźń.

Fabuła powieści jest genialnie skonstruowana. Nie ma niepotrzebnych dłużyzn, każda kartka ma swój przekaz. Na szczęście autorka nie poszła na łatwiznę, bo choć wątek miłosny jest, to nie narzuca się, a tylko uzupełnia akcję. W "Deklaracji" najważniejsza jest postać Anny, która swoim charakterem może nie urzeka, ale to zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że od dziecka przekonywano ją o bezużyteczności nadmiarów.Według mnie, najlepsi są bohaterowie drugoplanowi, bo ich działania nadawały książce dynamizmu i nieprzewidywalności. Warto też zaznaczyć, że "Deklaracja" jest jedną z niewielu historii, które swoim zakończeniem niemal całkowicie mnie zaskoczyły.

Nic złego nie mogę powiedzieć także o narracji, którą uważam za ogromną zaletę, ponieważ na kilku pierwszych stronach to Anna w pamiętniku opowiada o swoim życiu. Gdy nastolatka odkłada dziennik, główną rolę gra narrator wszechwidzący, który w naturalny sposób przedstawia wydarzenia- za to ogromne brawa dla Gemmy Malley. Szkoda, że o autorce nie ma nawet jednego słowa w książce albo na stronie wydawcy. Chętnie dowiedziałabym się czegoś o tej pisarce, a tak poznać ją można tylko poprzez trylogię o Annie.

Bez zbędnego przynudzania- "Deklaracja"  jest świetna! Nie mogę doczekać się, kiedy sięgnę po kolejny tom ("W sieci"), który od niedawna można zobaczyć na sklepowych półkach. Powieść oceniam na 9/10, bo oprócz rozrywki dostarczyła również kilku ważnych pytań, które podczas lektury trzeba sobie zadać.

środa, 11 lipca 2012

"Skrzydła Laurel"- Aprilynne Pike

Skrzydła Laurel

Czasami zadaję sobie pytanie: „po co kupiłam tę książkę?”.  Nieraz już wydałam pieniądze na gnioty i mimo, że niemal codziennie odwiedzam różne portale literackie i blogi z recenzjami, zdarzają się słabsze lektury, które podczas zakupów wydają mi się warte przeczytania. Tak się składa, że "Skrzydła Laurel" skreśliłam, gdy tylko ujrzałam zapowiedź. Oprócz wszechobecnego różu na okładce zniechęcała mnie rekomendacja Stephenie Meyer, ale nie tylko to... Sam opis straszy.

Laurel Sewell nie jest typową nastolatką, ponieważ (uwaga!) je tylko warzywa i owoce. Dziewczyna nie wie, że niedługo jej życie ogromnie się zmieni, a przyczyną tego wszystkiego będzie na pozór nieszkodliwy punkcik na plecach. Nastolatka będzie rozdarta pomiędzy Dawidem a Tamanim.

Jaka tajemniczość... Wokół czego będzie się kręcić cała powieść? Kto zgadnie?

Głównym minusem "Skrzydeł Laurel" jest zbyt wiele schematów. Zagubiona nastolatka idzie do nowej szkoły, a tam od razu skaczą wokół niej nowi przyjaciele- stara śpiewka. Po kilku stronach główna bohaterka poznaje Dawida i Tamaniego, więc autorka nie poszła w jakimś nowym kierunku. Jeśli szukacie w tej książce świeżości, to możecie się rozczarować, bo niestety żadnej wyjątkowości w "Skrzydłach..." nie znajdziecie. Panna Sewell cierpi na klasyczny przypadek "oh my God, kogo mam wybrać?" i przez większą część powieści zastanawia się, którego adoratora bardziej kocha. Gdy spotyka się z Tamanim, nie chce zranić Dawiada, gdy umawia się z Dawidem, nie zamierza urazić... Sami wiecie kogo. Nie rozpisując się, fabuła pozostawia wiele do życzenia. Wszystko wiadomo od początku do końca, nie ma elementu zaskoczenia. Akcja wlecze się niemiłosiernie, a sceny mające wywołać strach, niepokój o losy postaci nie robią większego wrażenia.

Także bohaterowie nie są warci zapamiętania, przypominają raczej rośliny (albo chwasty) bez prawdziwych uczuć. Laurel to postać nudna i zbyt wyidealizowana, tak samo jest z Dawidem, czy Tamanim, którzy ciągle sypią jak z rękawa ckliwymi wyznaniami.

Warsztat autorki uważam za przeciętny, bo czytałam już gorsze i lepsze debiuty. Pani Pike miała swoje momenty, kiedy opowieść była nawet ciekawa, ale zdarzały się one nieczęsto. Jedyne, co mogę pochwalić to próba oryginalnego wyjaśnienia świata wróżek. Historia tych stworzeń mogłaby być interesująca, ale trzeba by było podszlifować treść.

Książka (mimo skrzydeł) wysokich lotów nie jest. Ot, zwykłe czytadło. Lubię poczytać trochę fantastyki, a od czasu do czasu chętnie sięgnę po paranormalny romans, ale "Skrzydła Laurel" w ogóle nie przekonały mnie do swojej historii. Może jestem za stara na takie bajeczki? Ode mnie takie słabe 5/10. Możliwe, że przygody Laurel kogoś zachwycą, lecz ja nie dołączę do fanów tego cyklu.

Niemożliwe!

Niedawno zarejestrowałam się na stronie Na kanapie i od razu zaczęłam dodawać swoje opinie, komentarze i tagi... Postanowiłam również zgłosić się do konkursu na recenzję tygodnia, ale nie spodziewałam się jakiegokolwiek miejsca, bo nie mam szczęścia w tego typu akcjach. Zaglądając na wyniki nawet nie marzyłam o tym by być choć wyróżnioną, ponieważ recenzja, którą zgłosiłam była, delikatnie mówiąc, trochę krytykująca. Gdy zobaczyłam swój nick na drugim miejscu nie mogłam w to uwierzyć, bo to dosłownie pierwsza recenzja, którą zgłosiłam na tym portalu. Jeszcze nigdy żadna moja opinia nie została tak doceniona. Tych, którzy jeszcze nie czytali, zachęcam do lektury recenzji "Balów maturalnych z piekła".


Gratuluję Rebellish, która przypomniała mi o "Niezgodnej" oraz symtuastic

A Wy? Bierzecie udział w jakiś konkursach?

wtorek, 10 lipca 2012

"Królestwo cieni"- Celine Kiernan

Królestwo cieni 

Kiedy przeczytałam ostatnią stronę "Zatrutego tronu", od razu wiedziałam, że w części drugiej będzie jeszcze więcej akcji, przygody i klimatu średniowiecza. Często jest jednak tak, że kontynuacja nie dorównuje swojej poprzedniczce. Jak to jest z "Królestwem cieni"?

Tym razem Wynter Moorehawke samotnie podróżuje przez lasy w poszukiwaniu Alberona- zbuntowanego księcia. Gdy dziewczyna spotyka Raziego i Christhopera czuje się pewniej, ale to nie zmienia faktu, że wrogowie nadal za nimi podążają. Przyjaciele szukają schronienia u Merronów- tajemniczego ludu z Północy. Komu tak naprawdę nasi bohaterowie mogą jednak ufać?

Celine Kiernan mnie nie zawiodła- książka trzyma poziom od początku do końca. Autorka nadal czaruje swoim pięknym językiem i świetnie kreuje bohaterów. Nieraz słyszałam szum rzeki i zapach liści znajdującym się w tzw. Królestwie cieni. To przez te barwne opisy! Nie mogłam odejść od lektury, ani razu nie myślałam o odłożeniu tej książki na półkę, bo nawet "Zatruty tron" nie był tak wciągający.

Jeśli w pierwszym tomie polubiłam Wynter, Christhopera i Raziego, to w części drugiej wręcz pokochałam ich charaktery. Opisanie przyjaźni tej trójki uważam za jeden z najlepszych wątków całej trylogii. Oczywiście jest również miejsce na miłość, ale nie jest to uczucie płytkie jak woda w kałuży. W "Królestwie cieni" nie ma miejsca na zwykłe zauroczenia i pytania- "Którego wybrać?". Twórczość Celine  różni się znacznie od paranormalnych romansów i według mnie jest lepsza od niejednego bestsellera. Pewnie zaraz pomyślicie, że piszę cukierkową laurkę, ale naprawdę tak uważam. Wynter mimo tych piętnastu lat jest bardzo mądra, ale do ideału jej daleko. Właśnie to cenię w autorce, że nie przesadza w wypisywaniu pozytywnych cech swoich bohaterów, przez to są naturalni- "z krwi i kości".

"Królestwo cieni" jest zdecydowanie lepsze od swojej poprzedniczki, bo ma ciekawszą, bardziej rozwiniętą fabułę, więcej akcji oraz nowe postacie. Dzięki drugiemu tomowi poznajemy ludzi z Północy- Merronów. Pisarka w treść wplotła zwroty tego ludu, toteż na końcu powieści można znaleźć słowniczek. Nie zabrakło również mapki, którą stworzyła sama autorka, także oprawa graficzna jest na plus.

Krótko mówiąc, kontynuacja mnie nie zawiodła. Wcześniej już wspomniane, barwne opisy miejsc sprawiały, że przeniosłam się do całkowicie innego świata. Przygody bohaterów były przemyślane i interesujące, a same postacie nie należały do papierowych i sztucznych. Gratuluję oryginalnego pomysłu autorce i mam nadzieję, że Celine Kiernan napisze jeszcze jakąś literacką perłę.

Jak widać, napisanie "polecam" to zwykła formalność.  Moim zdaniem, "Królestwo cieni" zasługuje na 10/10, bo czas przeznaczony na czytanie historii o Wynter nie uważam za zmarnowany i wiem, że jeszcze kiedyś przeczytam tę książkę po raz kolejny.

czwartek, 5 lipca 2012

Stosik nr 3

Dziś czas na stosik. Poniższe zdjęcie czekało na swoją publikację już dwa tygodnie temu, lecz nie miałam czasu napisać tego wpisu. Przez te dni kupiłam więcej książek, ale one przejdą to stosiku nr 4, więc nr 3 jest skromny jeśli chodzi o ilość.


Od góry:
01. "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" Lisa See- polecam, świetna książka. [RECENZJA]
02. "Dziewczęta z Szanghaju" Lisa See- "Kwiat Śniegu..." lepszy, ale powieść i tak niezła.
03. "Jutro 6. Cienie" John Marsden- tom całkowicie nie w stylu poprzedniczek, co nie zmienia faktu, że miło się czytało.
04. "Rozdarta" Amanda Hocking- jak już przeczytałam jedynkę, to dwójkę też przeczytam.
05. "Deklaracja" Gemma Malley- z promocji, teraz tylko muszę znaleźć "W sieci".
06. "Podwodny świat. Mroczny dar" Kat Falls- promocja w Matrasie. Kiedy ja to w końcu przeczytam?
07. "Więzień Nieba" Carlos Ruiz Zafón- czeka i czeka na półce. Wynik zakupów w Biedronce. Przynajmniej cena w miarę normalna.
08. "Skrzydła nad Delft" Aubrey Flegg- szukacie lekkiej, mądrej i ciekawej lektury? Jeśli tak, to przeczytajcie "Skrzydła...". [RECENZJA]
09. "Żelazny Cierń" Caitlin Kittredge- (według mnie) świetnie napisana antyutopia. Od Wydawnictwa Jaguar.  [RECENZJA]
10. "GONE: Zniknęli. Faza piąta:Ciemność" Michael Grant- ETAP powraca po roku! Za książkę dziękuję pani Joasi z Wyd. Jaguar. [RECENZJA]

Blogowa zabawa w pytania


Zasady zabawy:
1. Każda oznaczona osoba musi odpowiedzieć na 11 pytań przyznanych im przez ich “Tagger” i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
2. Następnie wybiera 11 nowych osób do tagu i podaje je w swoim poście.
3. Utwórz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w tagu i napisz je w tagowym poście.
4. Wymień w swoim poście osoby, które otagowałaś.
5. Nie oznaczaj ponownie osób, które już są oznakowane.


Za zaproszenie do zabawy dziękuję Nevermore oraz Clarissie.

1. Kryminał czy romans? Kryminał, ale od czasu do czasu romans.
2. Śpiew czy malarstwo? Bez dwóch zdań- malarstwo.
4. Frugo czy Tymbark? Tymbark, ale wolę wodę mineralną.
5. Wampir czy wilkołak? (Człowiek!) Wampir czy wilkołak? To chyba zależy, o której książce mowa.
6. E-book czy audiobook? E-book, jeśli nie ma papierowej wersji, a audiobooków nienawidzę.
7. Humanista czy umysł ścisły? I to, i to.
8. Mięso czy warzywa? Warzywa
9. Słuchawki czy głośniki? Głośniki
10. Towarzystwo mężczyzn czy kobiet? Kobiet, bo mam świetne przyjaciółki.
11. Medytacja czy joga? Medytacja



1. Oglądacie Niekrytego Krytyka? Nie
2. Jaki rodzaj muzyki lubisz najbardziej?
Rock
3. Co robisz w wolnej chwili?
Piszę bloga i chodzę do kina.
4. Frugo czy Tymbark?
Tymbark x2
5. Jaką postacią fantastyczną chciałabyś być?
Elfem z Nigdynigdy :)
6. Kupujesz, dostajesz czy pożyczasz książki? Głównie kupuję, czasami w ramach współpracy otrzymam coś od wydawnictw, a nieczęsto  pożyczam od przyjaciółek.
7. Co wg Ciebie jest najważniejsze w życiu? Zdrowie
8. Na jaki kolor masz pomalowane paznokcie?
Granatowy
9. Jaki kolor jest twoim ulubionym?
Niebieski
10. Masz swoją ulubioną płytę?
Nie, mam kilka, ale zbyt wiele by wymieniać.
11. Podasz tytuł najgłupszego teledysku, jaki kiedykolwiek widziałaś? Ostatnio widziałam ze sto takich, więc nie ma o czym mówić.


Moje pytania:
01. Horror czy książki obyczajowe?                                                                                                                             
02. Powieść czy zbiór opowiadań?                                                                                                                                 
03. Laptop czy komputer stacjonarny?                                                                                   
04. Recenzja czy opinia?    
05. Forum czy portal?
06. Lubimy Czytać czy Na kanapie?
07. Twarda czy miękka okładka?
08. Książka krótka czy „cegła”? 
09. Film czy książka? 
1o. Teatr czy kino?    
11. Kuchnia włoska czy polska?


Do zabawy zapraszam:
Angie Wu

środa, 4 lipca 2012

"Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz"- Lisa See

Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz

Słuchaj, słuchaj, słuchaj, potem zaś czyń to, co chcesz." (str. 216)

Chiny, XIX wiek. Na początku Lilia i Kwiat Śniegu to dziewczęta żyjące marzeniami, ale z biegiem lat zmieniają się w kobiety, które wiedzą czego oczekuje od nich środowisko. Czy przyjaźń między dwoma kobietami znajdującymi się w całkowicie innych klasach społecznych jest możliwa? Lilia i Kwiat Śniegu od dziecka połączone są więzią zwaną laotong. Związek laotong łączy dwie dziewczyny z różnych wiosek i powinien trwać przez całe życie.

"Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" to książka tak dobra, że nawet nie wiem, co mam napisać, by wyrazić swój zachwyt nad tą opowieścią. Może zacznę od tego, że Lisa See posługuje się językiem lekkim w odbiorze i całą historię czytałam bardzo szybko. Najważniejsze jest jednak to, że nie mogłam oderwać się od tej powieści. Jeśli ktoś uważa, że książki obyczajowe są nudne, to od razu powinien sięgnąć po "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz". 

Pierwsze, co mnie najbardziej zainteresowało w twórczości Lisy See to miejsce i czas akcji. Autorka w realistyczny sposób przedstawia życie ludzi żyjących w Chinach przed dwoma wiekami. Między stronami poznajemy wiele określeń oraz ciekawostek. Najlepiej opisana jest jednak sytuacja ówczesnych kobiet, które zawsze musiały być posłuszne i robić to, co im nakazano. Smutek leczyły pieśni wykonywane razem z zaprzysiężonymi siostrami, a nieliczne z kobiet mogły dzielić swoje sekrety wraz z laotong... Wątek główny to przyjaźń między Lilią a Kwiatem Śniegu. Piękna więź, która pozwoliła im znieść wszystkie nieszczęścia oraz przeciwności losu.

Lilię poznajemy podczas Spokojnego Siedzenia. To ta, co jeszcze nie umarła, jako osiemdziesięcioletnia staruszka zaczyna wspominać i rozpoczyna opowieść o laotong, nu shu i Kwiecie Śniegu oraz o sekretnym wachlarzu. Narracja jest świetnie poprowadzona i nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie miejsc, osób i sytuacji. Podczas czytania miałam wrażenie, że książka jest wręcz do bólu prawdziwa.

Jednego fragmentu na pewno nigdy nie zapomnę, ponieważ był zbyt wyraźny. Fragmentem tym było krępowanie stóp- straszna scena, ale co straszniejsze odbywała się przez wieki w chińskich domach. Sześcioletnim dziewczynkom zniekształcano stopy, by miały kształt idealnych "złocistych lilii". Więcej nie będę pisać, gdyż Lisa See ze szczegółami przedstawiła etapy tego zabiegu, ale żeby nie było przygnębiająco- poza smutnymi rzeczami w powieści jest miejsce na tajemnicze pismo kobiet- nu shu. Chinki posługiwały się nim, aby wyrazić własne emocje oraz by przekazywać wiadomości. Szczerze mówiąc, nigdy nie słyszałam alfabecie znanym tylko kobietom, więc powieść traktuję jako istną kopalnie wiedzy, m. in. na temat życia i postępowania ludzi.

Jestem pewna, że jeszcze nieraz sięgnę po tę opowieść, bo zawiera ona wiele mądrych przemyśleń. "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" to książka wstrząsająca, wzruszająca i niezwykle wciągająca, to jedna z tych historii , które pozostają w pamięci na długie lata.

Moja ocena- 9/10.

wtorek, 3 lipca 2012

"Żelazny Cierń"- Caitlin Kittredge

 

"Księżyc jest ciemny,
a bogowie tańczą wśród nocy,
groza czai się w niebie,
nastąpiło bowiem zaćmienie księżyca,
o którym nie ma wzmianki w księgach ludzi."
-H. P. Lovecraft

Jeszcze trzy lata temu można było pomarzyć o antyutopiach, dystopiach i o powieściach, w których występuje steampunk. Aktualnie na sklepowych półkach można znaleźć wiele książek o tej tematyce, a "Żelazny Cierń" z pewnością może pochwalić się bajeczna okładką oraz intrygującym opisem.

Nekrowirus to tajemnicza choroba, która atakuje człowieka z dniem ukończenia jego szesnastych urodzin. Aoife wie, że niedługo, podobnie jak jej matkę i brata, ogarnie szaleństwo. Nikt nie ucieknie przed nekrowirusem, ale na razie dziewczyna uczy się na inżyniera w szanowanej Akademii Lovecraft. Jej spokojne życie przerywa list od zaginionego brata- Conrada. Aoife w towarzystwie swojego jedynego i najlepszego przyjaciela, Cala oraz przewodnika, Deana, wyrusza w niebezpieczną podróż do Gaystone- domu jej ojca. Okazuje się, że rodzina dziewczyny ukrywa pewien sekret, który może zmienić dosłownie wszystko.

Wydawnictwo Jaguar jesienią zeszłego roku wydało niesławne "Nevermore", które zdobyło wiele pozytywnych recenzji. Kelly Creagh do na pozór schematycznej fabuły wplotła trochę twórczości Poego. "Nevermore" od razu zdobyło moje serce i z niecierpliwością czekam na kolejną część. Ale nie odchodząc od tematu...

W "Żelaznym Cierniu" Kaitlin Kittredge zdecydowała się na podobny wątek, lecz obiektem jej fascynacji jest H. P. Lovecraft. Pisarka już w dedykacji chce pokazać, że kocha mitologię Cthulhu, a początek książki to próba popisania się oryginalnością. Widać, że autorka miała wiele pomysłów, lecz co za dużo, to niezdrowo. Wydaje mi się, że w niektórych momentach pani Kittredge zamierzała za bardzo się wyróżniać i popadała w lekką przesadę- czasami czułam, że jakaś sytuacja jest zbyt przerysowana. Skłamałabym jednak mówiąc, że książka nie przypadła mi do gustu.

Autorka bez dwóch zdań może się pochwalić swoim warsztatem. Nie wiem, co kto woli, ale ja wręcz kocham długie i bogate opisy miejsc, zatem "Żelazny Cierń" czytałam, ba!, pochłaniałam niezwykle szybko. Także akcja przedstawia się ciekawie, lecz podczas pobytu bohaterów w Garaystone wszystko jakby zwalnia. Nie znaczy to jednak, że jest nudno. Wręcz przeciwnie ma się czas na spokojne poznawanie wszystkich sekretów i można wczuć się w klimat świata pełnego maszyn parowych. Fabuła i styl pisania jest u mnie na plus, ale co z postaciami?

Na początku Aoife była wkurzająca i irytująca, ale potem nawet ją polubiłam. To samo tyczy się Cala, który w pierwszych rozdziałach przypominał histeryka. Żadnych zastrzeżeń nie mam do pozostałych bohaterów, bo szczerze mówiąc byli mi obojętni. Może w kolejnym tomie wykreowane przez autorkę charaktery zmienią się i wywołają więcej (pozytywnych) emocji? Pozostaje tylko czekać.

Myślę, że "Żelazny Cierń" to powieść, którą można od razu pokochać lub z miejsca znienawidzić. Ja należę do tej pierwszej grupy, ale widzę minusy książki. Mam nadzieję, że kontynuacja będzie pozbawiona wymienionych przeze mnie wad, a trylogia "Żelazny Kodeks" znajdzie się na półeczce obok moich ulubionych książek. Moja subiektywna ocena to 8/10. Uważam, że trzeba samodzielnie ocenić twórczość Caitlin Kittredge, ponieważ w "Żelaznym Cierniu" każdy odnajdzie coś innego, zatem zachęcam do zapoznania się z początkiem interesująco zapowiadającej się trylogii.


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję pani Joasi z Wydawnictwa Jaguar.